Sprawa z Leonem jest dla mnie bardzo ważna. Można nawet stwierdzić, że najważniejsza w tym momencie. Dla sprawy tak istotnej byłam gotowa dzisiaj... zerwać się z lekcji. Po raz pierwszy zdecydowałam się na tak poważny krok. Strasznie boję się jakie będą jego konsekwencje. Dodatkowym powodem do zmartwień jest to, że właśnie dzisiaj mamy przedstawić nauczycielom nasze piosenki o uczuciach. Obawiam się, że Pablo nie zezwoli mi zaśpiewać jej później. Kolejnym minusem tego wszystkiego jest fakt, że znowu zostałam zmuszona do jazdy autobusem. Gdy już przetrwałam wszystkie przeciwności losu związane z nią, po raz kolejny znalazłam się w sierocińcu.
Leon
Moja księżniczka znowu pragnie spać do późna. Jak zwykle zamierzała wstać kilka chwil przed zajęciami. Z tego powodu zmuszony zostałem zmuszony do skorzystania z łazienki w pośpiechu, aby zdążyć zanim dziewczyna się obudzi. Inaczej nie zostałbym wpuszczony do tego pomieszczenia. Szybko podbiegłem do szafki z ubraniami, wybrałem te odpowiednie na dzisiejszy dzień po czym podbiegłem po drzwi prowadzące do łazienki. Niestety nie było mi dane tam wejść, ponieważ gdy już naciskałem klamkę ktoś zapukał do głównych drzwi. Zupełnie nie zważając na to, że nadal mam na sobie piżamę, pobiegłem je otworzyć. Jakież było moje zdziwienie gdy na progu nie zastałem nikogo. Już miałem wracać do poprzedniej czynności. Wcześniej jednak przeniosłem swój wzrok odrobinę niżej. To co tam zobaczyłem wcale nie wywołało uśmiechu na moich ustach. Na ziemi leżał bukiet czerwonych róż, o długich łodygach. Od razu domyśliłem się, z to nie do mnie miały być dostarczone.
- Violetta! - wykrzyczałem nie zwracając uwagi na to, że dziewczyna jeszcze śpi. Chwyciłem do ręki kwiaty, podbiegłem do łóżka na którym spała Viola po czym krzyknąłem prosto do jej ucha:
- Co to ma być!? - wzburzyłem się po czym przystawiłem bukiet do twarzy dziewczyny i ponowiłem pytanie
- Kwiatki? - zapytała zdezorientowana po czym podniosła się do pozycji siedzącej.
- Tak, kwiatki! - ponownie z moich ust dobiegły krzyki - I to nie byle jakie kwiatki! Kwiatki dla ciebie od... - wykrzyczałem. Następnie spojrzałem na karteczkę doczepioną do łodygi jednej z róż.
Miłość niczym róża
ozdabia cały świat.
Maleńka czy też duża,
zostawia po sobie ślad.
Dla najpiękniejszej dziewczyny na świecie, twój N.
Odczytałem już spokojniejszym głosem. Nie rozumiałem jeszcze co oznacza ten prezent. Czy Violetta ma innego? Zakochała się? Zawsze powtarzała, ze tylko ja goszczę w jej sercu...
- C-co? - wypowiedziała prawie niesłyszalnie tak, że gdyby nie fakt, że znajduję się tak plisko jej ust, na pewno nie byłbym w stanie niczego usłyszeć.
- Ten bukiet jest dla ciebie... - wymamrotałem, upuściłem róże po czym zrezygnowany wszedłem do łazienki. Zaraz po tym gdy już wyszedłem z pomieszczenia, zauważyłem zapłakaną Violettę siedzącą na łóżku. Nie zważając na to udałem się na świeże powietrze aby w spokoju znaleść doskonałe rozwiązanie z tej sytuacji.
Angie
Ja zwykle przebudziłam się dosyć wcześnie rano. Zaraz po poniesieniu się z łóżka przypomniałam sobie, że obiecałam Germanowi, że w najbliższym czasie zdzwonię do niego i powiadomię jak tam u Violi. Pomyślałam, że teraz będzie najlepsza okazja. Wyciągnęłam telefon z szuflady u nocnego stolika, po czym szybko wybrałam numer do zięcia. Przeczekałam kila sygnałów. Kilka sekund potem wreszcie usłyszałam głos mężczyzny.
- Słucham. - powiedział bardzo spokojnym tonem.
- Dzień dobry, tu Angie. - postanowiłam zacząć równie poważnie. Pomyślałam, że German najwyraźniej przepada za rozmowami tego typu.
- Witaj, w jakiej sprawie dzwonisz? Co nie tak z Violettą? - wyczułam w jego głosie nutkę nie pokoju. Od razu zauważyłam, że już na samym początku wyjazdu Violi bardzo denerwował się o zdrowie oraz samopoczucie dziewczyny.
- Nie, z Violą wszystko w jak najlepszym porządku. Pomyślałam jedynie, że warto byłby powiadomić cię jak się czuje. - wyjaśniłam, po czym usłyszałam westchnienie wyrażające ulgę.
- No więc, co u niej? - mężczyzna najwyraźniej pragnął jak najszybciej przejść do sedna sprawy.
- Wszystko układa się bardzo dobrze. Rozwija się, dobrze bawi oraz spędza czas z przyjaciółmi. Oczywiście również bardzo tęskni na panem. Obydwie tęsknimy. - wypowiadając ostatnie słowa poczułam, przypływ ciepła na całym ciele. Uświadomiłam sobie, że słowa wypowiedziane przeze mnie mogły brzmieć dwuznacznie.
- To... to wspaniale. - wyjąkał. Najwyraźniej również odczuł napięcie pomiędzy nami.
- To ja już nie przeszkadzam. Do widzenia. - pożegnałam się po czym pośpiesznie odłożyłam słuchawkę. Nie chciałam dłużej myśleć o przebytej rozmowie.
Francesca
Gdy już dotarłam do domu dziecka, znowu natknęłam się na panią recepcjonistkę. Ona tylko uśmiechnęła się do mnie serdecznie po czym wyciągnęła rękę dając mi do zrozumienia abym podała jej legitymację. Tak też zrobiłam. Pełna nadziei, ze wreszcie poznam chociażby część prawdy uśmiechnięta stanęłam przy biurku z za, którego kobieta wyszukiwała pewne informacje.
- No więc tak; pani bratem jest Leon Verdas, ma 18 lat, adoptowany został zaraz po urodzeniu... - zaczęła wymieniać, a ja zrozumiałam jedynie, że Leon Verdas jest moim bratem...
_________________
Wreszcie napisałam :-) Podoba mi się. Trochę dorosłych, bo ostatnio zupełnie o nich zapomniałam.
Aga
Super rozdział zapraszam na mojego bloga
OdpowiedzUsuńhttp://violetta-opowiadanie-natalii.blogspot.com/
Pozdrawiam
Tyna : **
cudo! <33
OdpowiedzUsuńoj Fran nie ładnie tak uciekać z lekcji ;p
a ja już chyba się domyślam kto jest tym D. i N. - dzisiaj dopiero zajarzyłam *.*
haha, wiedziałam, że to Leon jest je bratem *.*
ostatnio jestem mego przewidywalna *.*
czekam na next ;***
Super!
OdpowiedzUsuńNie rozpisuję się, ponieważ Internet wolno mi chodzi.